Trzeba trąbić. Najlepiej dużo i często. Taki tu styl. Wietnam wita mnie wzmożonym ruchem ulicznym, głównie skuterków oczywiście. Wszystkie trąbią. Styl jeżdżenia z wiecznie włączonym klaksonem nie jest jakimś akustycznym widzimisię. Tak trzeba. W Wietnamie mieszka około 94 milionów ludzi i wszyscy jeżdżą na skuterach. Filozofia jeżdżenia jest taka jak w polskiej piłce nożnej: byle do przodu. Wyjeżdżając z bocznej drogi, każdy po prostu prze naprzód. Odruch sprawdzenia, czy akurat nie wjeżdża się komuś pod koła, jest tu całkowicie nieznany. Jakiś abstrakcyjny wynalazek. Dlatego też trzeba na takiego natrąbić ostrzegawczo i sprawnie go wyminąć. Instynkt przeżycia nakazuje szybko się tego nauczyć.
Inaczej tu. W sklepach są jogurty i mleko, a w miasteczkach na przykład zakłady usług pogrzebowych. Domy są murowane. Drogi asfaltowe. W sklepach ciut większy wachlarz dostępnych produktów. Bardziej urozmaicony zakres usług w miasteczkach. Wszędzie jest bieżąca woda i kanalizacja. Cuda niewidy. Po trzech miesiącach pobytu w Laosie i Kambodży do Wietnamu wjeżdża się jak do zamożnego kraju.
A do tego kosze na śmieci. Ostatni raz widziałam takie przypadkiem w Birmie. A tu stoją sobie po prostu wzdłuż drogi i bezwstydnie zachęcają do korzystania. I w dodatku te śmieci potem zabierają śmieciarki. Niesamowite. Nie, nie będę twierdzić, że w Wietnamie jest czysto. Ale jednak są miejsca, gdzie bywa czysto. A na skwerkach, rondach i głównych bulwarach są zadbane rabaty obsadzone równo przyciętymi krzewami ozdobnymi. Ktoś to podlewa i zamiata ulice. Tak jakby liczyła się też estetyka. Trochę już zapomniałam, że tak też można.
Pisałam o hamakach w Kambodży. Ale co tam Kambodża; Kambodża przy Wietnamie jest jak Kapustka przy Messim. Tu hamakowanie osiągnęło poziom full professional. Tu przy drodze stoją knajpy, których zamiast krzeseł wiszą hamaki. Dziesięć, dwadzieścia hamaków obok siebie. Zamawia się pyszną miejscową kawę lub sok z trzciny cukrowej i można się bujać. Niniejszym postuluję, żeby przy naszych trasach rowerowych instalowanie takich przybytków było obowiązkowe, a za ich brak naliczane byłyby wysokie kary finansowe.
No i ładnie tu. Tak po prostu. Tu górki, tam morze, tu wydmy, tam solniska, pola ryżowe, zatoki i plaże. Po rzekach i kanałach pływają łódki, barki i rybackie kutry. Jest soczyście zielono, kwitną kolorowo przydrożne krzewy. Jest na czym oko zawiesić. Do tego przewijają się Wietnamczycy w swoich sławetnych szpiczastych kapeluszach, które nosi się zwyczajnie na co dzień i nie jest to żadna turystyczna ściema.
Także warto. I bardzo się cieszę, że spędzę tu całe trzy miesiące.
Jedna zagadka w bonusie: otwórzcie mapę świata i popatrzcie sobie na Polskę i Wietnam. Który kraj jest większy? No właśnie. Źle zgadliście. Jednak Wietnam.